The Bad Batch / Parszywa zgraja odcinek 11 „Devil’s Deal” / „Pakt z diabłem” – recenzja
Autor: Merduk
Parszywa zgraja bez Parszywej zgrai.
Twórcy odpowiedzialni za “The Bad Batch” potrafią zaskakiwać. Przez cały odcinek nasza zgraja pojawia się raz i jej czas na ekranie trwa może z dwie-trzy minuty. To dziwne posunięcie, biorąc pod uwagę, że finał sezonu jest tuż za rogiem.
Cały odcinek poświęcony jest odkrywaniu białych plam pomiędzy serialami “Wojny Klonów” i “Rebelianci”. Powracają starzy, dobrze znani bohaterowie, którzy muszą – według swoich przekonań – obrać drogę, którą podążą. Pomimo różnych poglądów na sposób realizacji i zapewnienia bezpieczeństwa oraz dobrobytu, cel jest jeden – ochrona pobratymców.
Imperium dalej zaprowadza swoją “wizję pokoju” w galaktyce, zapewniając o tym, jak troszczy się o swoich obywateli, jednocześnie realizując własne cele i nie przebierając przy tym w środkach.
Jak już wspomniałem na wstępie, mało jest tej naszej zgrai w całym odcinku. Jednak mimo to widać, że pewne sprawy się nie zmieniły. Mimo iż Omega, dzięki swoim zdolnościom, znacząco przyczyniła się do rozwiązania jednego z palących problemów, oddział pod przewodnictwem Huntera nie zmienił sposobu działania ani mocodawcy. Trochę razi mnie to, że z elitarnego oddziału stali się kurierami, chłopcami na posiłki. Bo do tego w tym odcinku zostali sprowadzeni.
Pozostaje mieć nadzieję, że to się szybko zmieni. Świadczą o tym końcowe sceny odcinka. Może zajmą się, choćby tymczasowo, ochroną pewnej bohaterki? Na tym znają się przecież najlepiej.
Odcinek dobrze się ogląda. Historia skupia się na bohaterach, których już poznaliśmy w innych serialach, na ich przekonaniach oraz dylematach, przed którymi muszą stanąć. Szkoda tylko, że naszej zgrai prawie nie ma. A przecież to o nich jest serial.
Reżyseria: Steward Lee
Scenariusz: Tamara Becher-Wilkinson