The book of Boba Fett odcinek 1 „Stranger in a Strange Land” – recenzja

The book of Boba Fett odcinek 1 „Stranger in a Strange Land” – recenzja

Pierwszy odcinek „The book of Boba Fett” już za nami. Czy serial, zdaniem członków JO, zapowiada się ciekawie? Zdecydowanie tak! Większość z nas, po obejrzeniu początkowej odsłony zatytułowanej „Stranger in a Strange Land” – ocenia ją bardzo pozytywnie. W skali od 1 do 10 dominują głosy oscylujące w okolicach 8-9! Docenione zostały przede wszystkim sceny retrospektywne, nostalgiczny nastrój produkcji, sposób kręcenia ujęć i ścieżka dźwiękowa. Będziemy oglądać dalej!

Poniżej możecie zapoznać się z nieco szerszymi opiniami na temat odcinka autorstwa naszych Jedi.


Na „The book of Boba Fett” czekałem długo. Czy miałem jakieś konkretne wyobrażenie tego, co chciałbym zobaczyć w serialu? No pewnie. I powiem więcej, w dużej mierze się ono spełniło.

Fan Gwiezdnych Wojen otrzymuje odpowiedź na pytania, które przewijały się już od dłuższego czasu. Na uwagę zasługuje także muzyka oraz podejście twórców do kręconych scen. Klimatem nawiązuje do serialu “The Mandalorianin”, który święcił tak niedawno niemałe triumfy, zwłaszcza wśród fanów “Gwiezdnych Wojen”. W tej produkcji mamy podobnie: akcja i muzyka w iście westernowym stylu. Nawet stosunkowo mała ilość dialogów jest bardziej zaletą niż wadą.

Jeżeli kolejne odcinki będą trzymały podobny poziom, mam nadzieję, że fani będą bardzo zadowoleni. Ja jestem.

/Merduk


„The book of Boba Fett” utrzymuje stylistykę „Mandalorianina” – gwiezdnowojennego serialu, który w ostatnich latach osiągnął niemały sukces i cieszył się sporą oglądalnością nie tylko wśród fanów Gwiezdnej Sagi. Nowa produkcja opowiada historię przede wszystkim obrazem i muzyką – przy czym zarówno ujęcia, jak i ścieżka dźwiękowa prezentują się naprawdę imponująco. Serial zapełnia pewne luki w fabule pomiędzy oryginalną trylogią a „Mandalorianinem”, daje odpowiedzi na pytania zadawane sobie przez dociekliwych widzów, a ponadto prezentuje różnorodność mieszkańców Galaktyki i charakterystyczne dla uniwersum Gwiezdnych Wojen bogactwo kulturowe.  Twórcy kilkakrotnie puszczają też subtelnie oko do miłośników Star Wars.           Minusem mogłoby się wydawać podobieństwo w sposobie realizacji nowej serii do „Mandalorianina”. Jednak może właśnie trzymanie się sprawdzonych rozwiązań czasem jest lepsze od nieudanego eksperymentowania? Wygląda na to, że prócz gratki dla fanów, „The book of Boba Fett” to kawałek dobrego widowiska dla ambitnego odbiorcy o wysokich oczekiwaniach estetycznych.

Miejmy nadzieję, że ten poziom utrzyma się w kolejnych odcinkach.

/Azir Sotari